Fabrykant – bardzo ładna trasa.

Znana jest już trasa tegorocznego Fabrykanta. Trasa zwyczajowo już niepowielająca śladów poprzednich edycji. Ładna trasa. Tak ładna, że w tym roku postanowiłam przebiec ją na dokładnie, co do sekundy – w limicie. Plan jest taki, by biec regulaminowo dokładnie 90 minut. Na starcie ustawię się na samym końcu i aż do mety nie dam się nikomu wyprzedzić. Więc śmiało, kto się jeszcze nie zapisał na bieg z obawy, że być może będzie ostatni, to nie ma już takiej opcji.

   

 

Przygotowałam mapkę korzystając ze zdjęcia z portalu ukosne.pl, bo widok taki doskonale obrazuje walory trasy. Startujemy na chłodno od koloru ciemnogranatowego i do mety dobiegamy ostro zagotowani w kolorze purpury.
Zaczynamy zwyczajowo z centrum Łódzkiej Strefy Ekonomicznej. Mijamy fabrykę zdrowych przekąsek, Muzeum Książki Artystycznej i wbiegamy na ulicę Tymienieckiego. Biegniemy w kierunku zachodnim. Po przecięciu z ul. Kilińskiego możemy spodziewać się tabliczki z napisem 1km. By mój plan biegu na limit się powiódł, w tym momencie na stoperze w zegarku powinnam mieć wyświetlone 8 min. Biegniemy dalej prosto ulicą Tymienieckiego. Po naszej lewej stronie przez najbliższe pół kilometra będą się ciągły czekające na rewitalizację pozostałości Uniontexu, oczywiście pierwotnie będące w rękach jakiegoś Fabrykanta, a obecnie spekulanta. Po prawej miniemy najpierw  w miarę poprawnie wpisane w postindustrialny charakter miasta współczesne osiedle mieszkaniowe, potem Lidla udającego że stał tu od czasów Jagiełły i autentyczne domy robotnicze tzw. famuły. Skręcimy w ulicę Sienkiewicza. Po lewo, zza ogrodów kolejnego Fabrykanta, ruin zabudowań fabrycznych następnego Fabrykanta i dwóch wież przędzalni jeszcze innego Fabrykanta będziemy mieli wspaniały widok na łódzką Katedrę. Mniej więcej na wysokości tabliczki z napisem 2km warto na sekundę obejrzeć się w lewo do tyłu. Ogarnąć widoki i przy okazji sprawdzić czy ktoś nas nie goni. Biegniemy dalej ulicą Sienkiewicza. Po prawo mijamy słynną Abramkę i Gastronomika. Z lewej strony budynek stacji pogotowia ratunkowego. Na horyzoncie mamy zarys Manhattanu i pięknie oświetloną promieniami zachodzącego słońca sylwetkę Niebieskiego Wieżowca. Skręcamy w ulicę Orla. Z lewej mijamy Galerię Łódzką. Z prawej typową wielkomiejską zabudowę pierzejową. Z wyrwą pod nr 7. Na zabudowę tej działki Magistrat rozpisał konkurs architektoniczny. Tak się składa, że osobiście mam zamiar ten konkurs wygrać. Bez przechwałek. Czytam książki w temacie i oglądam obrazki. Nawet mam już pomysł (uśmiech). Dobra – biegniemy dalej. Skręcamy w prawo w Kilińskiego i mamy już trzy kilometry za sobą. Kilińskiego dobiegamy do Tylnej. Zakręcamy w Targową przy bardzo zabytkowym domku jednego z ważniejszych łódzkich Fabrykantów, mijamy słynne Beczki i dyrekcję byłego Uniontexu. To już czwarty kilometr trasy. Nigdzie się już nie rozglądamy. Biegniemy i patrzymy przed siebie. Co nie znaczy, że nie myślimy. Przed nami tłum, za nami tłum. Chwilowo. Bieg przebiegnie i nastanie zwyczajowa w tym miejscu cisza. A jeszcze trzydzieści parę lat temu Targowa czy 8 Marca były zapchane ludźmi na ful. Taki korowód ludzki, jak ten nasz bieg nawiedzał te ulice trzy razy dziennie. Ludzie po zmianie tłumnie wychodzili z Fabryk i biegli na tramwaj.
    Jak już pisałam nie zamierzam nikogo w tym biegu wyprzedzać. Może się tak zdarzyć, że dokładnie na wysokości Szkoły Filmowej mieszczącej się w willi entego Fabrykanta, będę miała dylemat czy nie wyprzedzić jednego zawodnika. Skoro ten zawodnik wystartował zwyczajowo z pierwszej linii i wyprzedzili go już wszyscy startujący w tym biegu (a jednak złośliwe ze mnie babsko). Wracamy na trasę. Piąty kilometr przebiegnie nam na obiegnięciu Kweli. Potem dadzą nam pić. Szósty kilometr i pierwsza połowa siódmego to najładniejsza i najbardziej klimatyczna część trasy. Ulica Przędzalniana, Fabryczna, Magazynowa i Tymienieckiego wzdłuż największej łódzkiej Przędzalni wybudowanej przez największego Fabrykanta. Stawka biegu rozciągnie się już bardzo i dosłownie na chwilę warto podnieść wzrok z butów poprzednika czy własnego zegarka, by popatrzeć na otaczający nas real. Za willą Herbsta, który był zięciem Fabrykanta, kończymy z historią i dyrdymałami. Mamy trzy i pół kilometra do mety. Cztery długie proste i kilka zakrętów. Noga na gaz.
Gdyby komuś nie zależało na ściganiu i chciał pobiec ze mną w tempie relaksacyjnym to zapraszam. Naprawdę chcę wygrać konkurs architektoniczny na Współczesną Łódzką Kamienicę i naprawdę przeczytałam ze zrozumieniem kilka książek w temacie – Historia Miasta Łodzi    i  obejrzałam z tysiąc obrazków. W realu, na trasie, mogę się tą wiedzą podzielić.

Bieg startuje 27 siepnia. Ma długość dziesięciu kilometrów i regulaminowo mamy 90 minut na dotarcie do mety. Zapisy są otwarte do środy 17 sierpnia. Kto się jeszcze nie zapisał lub nie zna tej części miasta, nie namawiam, ale fajnie będzie.

Powiązane Posty